Przyzwyczailiśmy się myśleć, że nadwaga i otyłość to w przypadku niektórych osób nieuchronna konieczność, uwarunkowana predyspozycjami dziedzicznymi, skłonnościami genetycznymi, zaburzeniami hormonalnymi czy tzw. “spowolnionym metabolizmem”. Takie podejście sprawia, że gdy otyłość staje się problemem naszych dzieci, uważamy, że niewiele da się zrobić.

Czy tak jest w rzeczywistości? Czy naprawdę jesteśmy z góry skazani na porażkę w walce o zdrowie i prawidłową wagę naszych dzieci? Wcale nie! Okazuje się bowiem, że jedynie niewielki odsetek przypadków otyłości jest uwarunkowany genetycznie, natomiast znakomita większość spowodowana jest zaburzeniami metabolicznymi wywołanymi przez czynniki, które możemy w pełni kontrolować.

Tajemniczy gen otyłości?

Współczesny stan badań pozwala stwierdzić, że czynniki genetyczne, zwłaszcza te odpowiadające za otyłość uwarunkowaną jednogenowo, to zaledwie 4% przypadków – należy do niej np. mutacja receptora melanokortyny 4 (MC4R), pośrednio uczestniczącego w regulacji apetytu.

Częściej zdarza się, że jeśli dany przypadek dziecięcej otyłości jest uwarunkowany genetycznie, dzieje się tak w wyniku złożonego procesu oddziaływania wielu genów w różnych konfiguracjach. W ten sposób powstają tzw. zespoły wad rozwojowych przebiegających z otyłością – należy do nich np. zespół Pradera-Williego czy Zespół Bardeta-Biedla. Należy jednak podkreślić, że fenotypy (a więc suma cech składających się na wygląd i sposób funkcjonowania danego organizmu) dzieci dotkniętych tymi zespołami wad wrodzonych są tak charakterystyczne i wymagające wielospecjalistycznej opieki, że nie sposób pomylić ich z fenotypem zdrowego, lecz po prostu otyłego, dziecka.

Idąc dalej tropem uwarunkowań genetycznych, w przeważającej większości przypadków otyłości u dzieci mamy do czynienia z tzw. “otyłością powszechnie występującą” na tle wielogenowej interakcji pomiędzy genami a środowiskiem. W tym ujęciu podatność dziecka na otyłość jest determinowana przez geny (przykładowo: otyłość jednego z rodziców aż o 40% zwiększa ryzyko wystąpienia otyłości u dziecka), ale jej fenotypowa ekspresja – czyli ujawnienie się tej cechy – uwarunkowana jest przez czynniki środowiskowe, czyli nawyki żywieniowe, poziom aktywności fizycznej itp. To tłumaczy przypadki, gdy jedno dziecko w rodzinie ma problemy z utrzymaniem prawidłowej masy ciała, podczas gdy pozostałe nie mają z tym żadnego kłopotu. Coraz częściej jednak zdarza się, że szczupli, zdrowi i wysportowani rodzice mają otyłe dziecko. Jak to wytłumaczyć?

To nie dziecko odpowiada za błędy żywieniowe i niewłaściwe nawyki

Pokutuje szeroko rozpowszechniony mit, że zwiększona częstość występowania otyłości uwarunkowana jest wyłącznie zaburzoną równowagą pomiędzy spożyciem energii a jej wydatkowaniem. Zaburzenie tej równowagi wynikać ma wyłącznie z popełnionych błędów żywieniowych, które przyczyniają się do spożywania przez dziecko zbyt dużej ilości kalorii. Ale jest w tym tylko część prawdy. Musimy zrozumieć, że organizm właściwie odżywiony na poziomie komórkowym nie będzie wykazywał zwiększonego zapotrzebowania kalorycznego, sygnalizowanego nadmiernym łaknieniem. Mówiąc wprost: dobrze odżywione komórki nie domagają się wciąż jedzenia.

Pamiętajmy też, że niedożywienie organizmu dziecka na poziomie komórkowym nie zawsze jest wynikiem jego nieprawidłowych nawyków żywieniowych czy zachcianek. Coraz częściej mówi się o tym, że na otyłość dziecka może mieć wpływ sposób odżywiania się matki w czasie ciąży. Tutaj szkodzi zarówno niedobór, jak i nadmiar pożywienia. Przesadne dbanie przez ciężarną o figurę może skutkować niedożywieniem organizmu, a poprzez deficyty białka, żelaza i cynku – zaburzać prawidłowe funkcjonowanie łożyska, a to z kolei jest powodem niskiej wagi urodzeniowej noworodka. Takie “niedożywione komórkowo” dziecko już w okresie prenatalnym zostaje zaprogramowane na tryb oszczędzania energii. Gdy po urodzeniu zaczniemy je normalnie odżywiać, jego źle zaprogramowany metabolizm rozpocznie gromadzenia zapasów tłuszczu. Z kolei kobiety, które w ciąży “jedzą za dwoje”, zapewniają sobie nie tylko przyrost nadprogramowych kilogramów i zagrożenie cukrzycą ciążową, ale także znaczny przyrost komórek tłuszczowych u dziecka w życiu płodowym.

Idąc dalej: u niemowląt kluczową rolę w późniejszym rozwoju otyłości ma sposób żywienia – gwałtownie rozwijający się organizm malucha potrzebuje aż trzy razy więcej pokarmu na kilogram masy ciała niż osobnik dorosły. Choć łatwo tu o niedożywienie, to równie łatwo można malucha przekarmić – i nie chodzi tu wcale o ilość jedzenia. Wystarczy, że w jego pożywieniu będzie zbyt dużo białka, a skłonność do otyłości wzrośnie aż dwuipółkrotnie! To dlatego niemowlęta karmione piersią są o wiele mniej zagrożone nadwagą niż dzieci karmione mlekiem modyfikowanym – po prostu w mleku matki jest o wiele mniej białka niż w “zdrowych i doskonale zbilansowanych” mieszankach dla niemowląt.

Wniosek z tego, że błędy żywieniowe nie wynikają jedynie z błędów wychowawczych, a bardziej z błędnego stosunku rodziców do żywienia w okresie ciąży oraz żywienia niemowląt. To na tym etapie programujemy metabolizm dziecka na całe życie. Dlatego nie oskarżajmy małych dzieci o niewłaściwe nawyki żywieniowe, bo w tym wieku odpowiedzialność prawie zawsze spoczywa na rodzicach. Dopiero w późniejszym okresie życia kształtują się u “wstępnie zaprogramowanych metabolicznie” dzieci nawyki żywieniowe, które mogą uchronić je przed otyłością lub – przeciwnie – pozwolić jej całkowicie zawładnąć młodym organizmem.

Fast foody, przekąski i słodkie napoje – czyli 100% skuteczności w wywoływaniu otyłości

Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci tradycyjne “domowe” jedzenie zaczęło ustępować powszechnie dostępnym i wysoko przetworzonym produktom gotowym, które wystarczy podgrzać, by zaserwować rodzinie “pyszny obiad” z tacki, torebki czy mrożonki. Niestety nadmiar pracy, codzienny pośpiech i źle pojęta “ekonomia czasu” sprawia, że wielu rodziców nadal nie widzi nic złego w karmieniu dzieci wysoko przetworzonymi produktami. Sytuację pogarsza popularność restauracji i barów typu fast food, gdzie całą rodziną można “wygodnie i niedrogo” zjeść wysokokaloryczny posiłek o niemal zerowych wartościach odżywczych. Pizzę i hamburgery chętnie popijamy gazowanymi, sztucznie barwionymi i słodzonymi napojami, w których zawartość rafinowanego cukru przekracza wszelkie normy zdrowego rozsądku. Do tego dochodzą słodzone soki, owocowe jogurty, słodycze w każdej postaci oraz czipsy i słone przekąski. Talerze naszych dzieci każdego dnia aż kipią od cukru, konserwantów, barwników i szkodliwych tłuszczów trans. Czy w tej sytuacji nadal mamy jakieś wątpliwości, co – a przede wszystkim: kto – odpowiada za epidemię otyłości wśród najmłodszych?

Lenistwo, wygoda i brzydka pogoda – czyli brak aktywności fizycznej

Długie godziny w szkole, popołudnie przed telewizorem, wieczór ze smartfonem i komputerem… Wprawdzie badania dowodzą, że im więcej godzin spędzanych przed telewizorem, tym większa konsumpcja najbardziej reklamowanych produktów: słodyczy, napojów słodzonych i słonych przekąsek. A my? Staramy się o tym nie myśleć. Wolimy, gdy dziecko siedzi w domu i możemy “mieć je na oku”, zamiast martwić się, czy przypadkiem nie biega gdzieś po podwórku spocone i bez czapki. Wszędzie wozimy je samochodem, dbając by przypadkiem nie zmęczyło się podczas 15-minutowego porannego marszu do szkoły.

Brak ruchu i nadmiar kalorii dają oczywisty skutek. Zazwyczaj orientujemy się zbyt późno, bo gdy dziecko jest już otyłe, to zmuszanie go do biegania jest równoznaczne z torturami. Niekiedy dla świętego spokoju wolimy mu “załatwić” zwolnienie z lekcji WF, by nie narażać go na “niepotrzebne frustracje” związane z aktywnością fizyczną. Zastanówmy się, czy dziecko – chętnie korzystające z zapewnianych przez nas udogodnień – faktycznie jest winne swoim złym nawykom?

Niestety my, dorośli, mamy tendencję do wykorzystywania żywności jako nagrody, jako środka do kontrolowania innych oraz jako elementu towarzyskiego. Dziecko dostaje słodycze, gdy jest posłuszne, co stymuluje w jego mózgu ośrodek nagrody, odgrywający ogromną rolę w kontrolowaniu impulsów i zachcianek. Nie dziwmy się, że dziecko od małego będzie uważało słodkie przekąski za “coś dobrego i zdrowego”, bo czyż nagroda dana przez rodzica może być szkodliwa?